Ty też jesteś biegaczem
Dziś krótki tekst – krótki, niczym mój najdłuższy bieg bez zadyszki w roku 2014.
Słowo o odwiecznym problemie – kiedy mamy prawo nazywać się „biegaczem”. Czy po starcie w pierwszych zawodach, czy dopiero po przebiegnięciu maratonu. A może po zakupie pierwszego zegarka biegowego z GPS i pulsometrem, lub zakupie wypasionych butów? W świecie biegowym też krąży historia o pewnych granicznych czasach na popularne dystanse. Poniżej – biegacz, powyżej… No właśnie, kto?
Jak więc jest?
Jako uznany w świecie biegowym autorytet, ba, wręcz wyrocznia (no co – mój syn wierzy w to co mówię o bieganiu, czyli chyba mam autorytet, co nie?) śmiało piszę, że biegaczem się jest niezależnie od przebiegniętego dystansu. Nawet stu metrów do autobusu – też się liczy.
Biegając zawsze pozdrawiam podniesioną ręką wszystkich współbiegających. Ostatnio złapałem się, że pomachałem też starszemu panu, który sprintem, z przerażeniem w oczach gnał za najbliższy zakręt. Nie, nie goniły go zombie ani wygłodniałe pudle – tam był przystanek, na który wtaczał się dostojnie autobus. Biegacz jest biegacz, sprint do autobusu 50 m też się liczy! A pozdrawiać warto, dzięki takim gestom i uśmiechom krąży dobra energia i radość w narodzie wzrasta.
„Tylko” kilka kilometrów?
Nie tak dawno rozmawiałem z dawno nie widzianą znajomą – przy okazji zapytałem czy nadal biega. Spuściła głowę i odpowiedziała, że tak.
Ale tylko po kilka kilometrów, dwa razy w tygodniu.
Ucieszyłem się, ale absolutnie nie zrozumiałem słowa „tylko”. Nie dystans jest ważny ale to ile z biegania czerpiemy radości, siły, zdrowia, uśmiechu albo na ile nam głowa odpoczywa przy bieganiu. A czy to jest 50 metrów, czy to jest 20 kilometrów, to jest kwestia absolutnie nieistotna.
Bo maratończycy…
Ale sam dobrze znam ten motyw, bo z podziwem odnoszę się do maratończyków a gdy widzę „ultrasów” to żałuję, że nie zbierałem nigdy autografów. Tak bym szybko myk-myk karteczkę, długopis, cmok-cmok w rękę i karteczkę, z nabożną czcią, buch do segregatora.
Oczywiście w towarzystwie takich sław też bym pewno zawstydzony rzekł: „bo ja tylko biegam 50 km tygodniowo”. Założę się jednak, że i oni odpowiedzieliby z uśmiechem: „eee, ja to mało biegam, bo kuzyn szwagra wujka Heńka to dopiero biegał! I jak szybko!”. Właśnie, tempo biegania…
Ale to już zupełnie inna historia.
Kiedyś usłyszałam, że nie powinnam się nazywać ultraską i pisać bloga o ultramaratonach, bo przebiegłam tylko raz jednorazowo 73 km :P Także no… chyba kiepska ze mnie biegaczka :D
Kiedyś usłyszałam, że nie powinnam się nazywać ultraską i pisać bloga o ultramaratonach, bo przebiegłam tylko raz jednorazowo 73 km :P Także no… chyba kiepska ze mnie biegaczka :D
No tak, a ja znowu bez karteczki i długopisu, bym taki fajny autograf miał! :D 73km, już bym gdzieś był za czeską Ostravą… A ja marudzę, że dziś mam w planie 18km… Idę się wstydzić do kącika :D
Zgadzam się z tym wpisem! Każdy kto biega jest biegaczem, nie ważne ile i z jaką prędkością. :)
A z drugiej strony sama łapie się na tym, że ostatnio biegam „tylko” ileś tam km… :) Biegacz po prostu zawsze chce więcej i nie ma w tym nic złego ;)
Dla mnie jesteś Biegaczem Polskiej Blogosfery- ale już zapewne to wiesz :)
Jako uparciuch jednak stwierdzam że moje człapanie bieganie nie da się nazwać :P
Aczkolwiek robię to jak mam czas, nidosyt czy ochotę i po prostu lubię jak mi to robi na głowę :)
Pisz mi tak dalej, to nadmucham moje ego tak, że będę jak balonik skakał a nie biegał :)
Bo wiesz, tak właśnie robi bieganie – pobiegasz, zmęczysz się a głowa jakby lepiej myśli :) i mniej trosk i zmartwień. Bo się da radę.
Noł problem, a może zmienisz sobie nazwę bloga? ;)
ps. To właśnie uwielbiam w bieganiu- najlepszy relaks dla głowy :)
Bycie biegaczem to stan umysłu, a nie nazewnictwo. Masz w głowie bieganie jesteś biegaczem
Ciiiicho, bo się wyda ;)
biegaczem jest każdy, kto się czuje biegaczem. ja to się nawet sportowcem czuję. i co? kto mi zabroni ;)
I takie podejście mi się BARDZO podoba :D
Najważniejsza jest radość. Wszystko inne jest względne ;) Pozdrawiam również :)
Jedtem dobiegaczem. Biegam tylko spontanicznie i na krótkie dystanse. Dobiegam do autobusu, do sklepu, na zajęcia. etc. I jestem z tego dumny! :D
Jedtem dobiegaczem. Biegam tylko spontanicznie i na krótkie dystanse. Dobiegam do autobusu, do sklepu, na zajęcia. etc. I jestem z tego dumny! :D
Wiesz, najważniejsze, że dobiegasz skutecznie i na czas. Reszta to zbędna teoria ;)
Biegaczem jest się w sercu i to się czuje – niezależnie od dystansu :)
Właśnie tak!
Uff, czyli też jestem – 2 do 3 km 2 razy w tygodniu :), ale radość po jest wielka. Pozdrawiam serdecznie – biegająca mama :)
Jestem. Duszą i ciałem. Mam świadomość biegacza i mentalność pożeracza kilometrów. Skąd to wiem? Od kiedy? Parę tygodni temu miałem umówione spotkanie w podłódzkiej miejscowości. Gdy wysiadłem na dworcu PKS i uruchomiłem nawigację, okazało się że miejsce mam 5 kilometrów. Bułeczka z masełkiem, pomyślałem i ruszyłem na piechotę. W międzyczasie odebrałem dwa telefony z propozycją podwiezienie. Spoko! Stwierdziłem. Przecież to… bułeczka z masełkiem. Jakie wielkie było moje zdziwienie gdy na miejsce doszedłem po ponad godzinie, spocony i zmachany… Dopiero wtedy dotarło do mnie, że piąteczka biegiem to nie to samo co pięć kilometrów spacerem. Cóż. Dobrze, że do celu nie było dyszki :)
Właśnie, chodzenie wydaje się teraz bardzo nieekonomiczne, nudne i powolne :D Ale cóż, czasem trzeba…
Oczywiście, że jestem biegaczem, nawet jeśli na chwilę obecną nie biegam. :) To we mnie siedzi i wiem na pewno, że jeszcze biegać będę. W niedzielę, gdy widziałam tych wszystkich ludzików z białymi workami z napisem PZU maraton, czułam taką jedność z nimi i trochę zazdrość.:) Tak. Stanowczo jestem biegaczem. :)
Skutecznie zarażona! :D A że będziesz biegać, to ja jestem pewien. Dokładnie tyle ile będzie Ci sprawiało przyjemność :)
No oczywiście że jesteś! :D