PigOut: „Świnia ryje w sieci – czyli z pamiętnika hejtera”
Dziś odwrócę kolejność recenzji, żebyście mogli szybciutko wklikać się do którejś z ulubionych księgarń i zamówić książkę PigOuta. Bo jeśli chcesz spędzić wieczór śmiejąc się w głos, bo jeśli lubisz inteligentną rozrywkę, to jest książka, którą trzeba kupić. Kropka. Z serca, szczerze ją polecam, mało tego, mój krótki film – recenzja zachęcił znajomych do zakupu tej książki, no i już wiem, że książka się spodobała.
Ale po kolei.
PigOut jako Master of Ceremonies
PigOut prowadzi bloga oraz fanpage na Facebooku. Blog jest o wszystkim, o podróżach, o dobrym jedzeniu, o filmach – taki klasyczny lifestyle.
Ale fanpage… Tu się dzieje magia. PigOut, z gracją wprawnego Mistrza Cermonii (a może Wielkiego Kuchmistrza?) starannie wybiera tematy spośród tych, którymi żyje internet, wrzuca na grill, przyprawia ostrą szyderą i posypuje papryczkami chilli. I potem zaczyna się festiwal radosnego komentowania, odpowiadania na komentarze, ponowne komentowanie i tak się zabawa kręci do następnego wpisu.
PigOut, niczym najlepszy MC czyli Master of Ceremonies, idealnie wyczuwa nastroje, świetnie dostraja się do oczekiwań publiki, roastuje, grilluje, wyśmiewa – człowiek daje się porwać i oczarować. Niczym najlepszy stand-uper, PigOut wspaniale czuje publikę. Ale… No właśnie. Czy można być świetnym MC PigOutem i przerzucić na tak statyczną domenę jak pisanie książek?
Można.
Po PigOut jest wyjątkowy.
PigOut z autografem
Bardzo lubię książki z autografami. Dzięki pewnym chytrym zabiegom otrzymałem książkę z autografem autora. Ha, dzięki temu mam autograf PigOuta, Wojciecha Cejrowskiego i Anny Hrycyszyn. Trzy i tylko trzy.
Zabrałem się za lekturę, wyposażywszy się uprzednio w liczne karteluszki, którymi zaznaczałem co ciekawsze fragmenty i porównania, z których słynie PigOut. Lekturę niestety musiałem przerwać, biegać też trzeba, później poszedłem spać no i nazajutrz ruszyłem do pracy.
Tymczasem książkę przejęła moja Małżonka. I ku mojemu zdziwieniu doniosła, że bardzo ją książka wciągnęła. O proszę…
Ba! Polubiła nawet fanpage PigOuta. W jej czytaniu wydatnie pomagała nasza kotka Arya, wyciągając co smaczniejsze, zakotwiczone przeze mnie zakładki. Smacznego!
Tak oto książka PigOuta nagle zyskała kolejną wyznawczynię. Może nawet dwie? A ja zdziwiłem się, bo z Żoną mamy zupełnie rozbieżne poczucie humoru. To znaczy śmiejemy się z tych samych skeczy kabaretowych, ale gdy tylko wspomnę Monty Pythona…
No dobra, teraz czas na przerywnik filmowy, czyli moje zdanie o PigOucie, na kilkadziesiąt stron przed końcem lektury.
Dlaczego PigOut jest dobry?
Bo zaskakuje zestawieniami słów. Używa odlotowych porównań. Część z nich wkrótce wejdzie do języka młodzieżowego, później wyprze kilka stetryczałych form leksykalnych – by na koniec dorobić się definicji sygnowanej przez pierwsze nazwiska profesorów językoznawstwa.
W ferworze wyszydzania i roastowania nie oszczędza również siebie, a to jest unikalne wśród blogerów. Ma do siebie dystans. Nie stoi na wysokim cokole, skąd dyryguje zafascynowanymi fankami i fanami, ale stoi pośród tłumu, a tłum pilnie powtarza za nim figury retoryczne, rechocąc raz po raz. I ani się obejrzycie, gdy sami będziecie tańczyć tak, jak PigOut napisze.
Aha. Z serca (i doświadczenia) radzę, nie pochłaniajcie płynów podczas lektury. Płyn zassany do tchawicy i płuc powoduje rozmaite perturbacje.
Dlaczego chcę więcej PigOuta?
Książka ma tylko 250 stron. Wieść gminna niesie, że stron było więcej, ale wydawca stanął okoniem, że nie zamierza wikłać się w wieloletnie spory sądowe, no i odchudził książkę o dobre 20%. Cóż, niby dość, ale coś jeszcze by się na ruszt wrzuciło.
A może jednak na koniec mu czymś przywalić?
Oczywiście, ja na to jak na lato. Mam wrażenie, że czasem PigOut nie docenia swojego czytelnika i rzuca jakiś prowokujący tekst, po czym dorzuca w celu rozładowania napięcia hasło: „żartowałem”. Nie trzeba, mój drogi, nie trzeba. Rozumiemy, wiemy i czujemy.
I wiesz… Lepiej od razu siadaj do pisania kolejnej części. Nie żartuję.
Wpis powstał w ramach akcji 6 na 1, czyli sześcioro blogerów i jedna książka. Poniżej wkrótce znajdziecie linki do pozostałych pięciu relacji:
- Pan Czyta (głowa i mózg projektu)
- Dizajnuch
- Ruda
- Tak sobie czytam
- Bookmoment.pl
No i masz, no… chyba będę musiała kupić tę książkę! Bo zapomniałam wziąć udział u Renatki w konkursie. A tak zachwalasz, że no nie sposób się oprzeć, zwłaszcza tym złym wrażeniem na społeczeństwie – gorszym niż wywołują białe skarpetki do sandałów i reklamówki z biedronki :D
Może leżały obok pudła z chrupkami ;) boczku królewna Arya nie raczyłaby dotknąć, choć wędzone wędlinki mogą być, nawet powinny!
Może te zakładki są o smaku boczku? ;)
Może leżały obok pudła z chrupkami ;) boczku królewna Arya nie raczyłaby dotknąć, choć wędzone wędlinki mogą być, nawet powinny!
Ha, to było 124 podejście, więc już przywykłem ;) Dzięki za miłe słowa ;)
1. Wiesz, późno na to wpadłem, ale warto :) Robota niewielka, ale satysfakcja duża – wszystkim nagrywającym polecam, bo jeśli choć jednej osobie niesłyszącej to pomoże w decyzji o zakupie dobrej książki, to po prostu warto :).
2. Kamera mnie nie kocha, telefon mi padł w części kamerowej i nie mam chwilowo jak ;)
3. To skrytykuj! ;)
O borze brzozowy, jak Ty podejrzliwie podejrzewasz mnie ;)
Tymczasem mi się podobało, Żonie się podobało – już mam kolejkę chętnych do wypożyczenia mojego egzemplarza – powtórzę, co napisałem na końcu. Ty lepiej uderzaj w klawisze i pisz ciąg dalszy! Tylko poziom utrzymaj… No!
Są też tacy, którzy gdy skomentują, to tym, którzy otrzymali komentarz nie pozostaje już nic innego, jak się położyć i bujać w obłokach z dumy i radości ;)
Dzięki :) Ale „w książki” to nie pójdę ;)
Niektórych sie fajnie czyta, innych fajnie ogląda i słucha, a Ty masz jedno i drugie. Ciśnij, ciśnij, chcę mieć kolejną książkę z dedykacją :)
Są też tacy, którzy gdy skomentują, to tym, którzy otrzymali komentarz nie pozostaje już nic innego, jak się położyć i bujać w obłokach z dumy i radości ;)
Dzięki :) Ale „w książki” to nie pójdę ;)
Taki jeden tez się zapierał, że nigdy, przenigdy nie wyda nic drukiem. A raczej darł łacha, ale na jedno wychodzi :D
Powiedziałem, że prędzej Neymar przejdzie do PSG niż wydam książkę ;)
Jak zapytam o co chodzi, to chyba źle, nie? :)
Dzięki za dobre słowo, a raczej cały ciąg słów. Mam nadzieję, że wydawnictwo nie kazało Ci tak napisać i naprawdę choć trochę się wyluzowałes podczas lektury ;) A sama recka, abstachując, że dotyczy mnie, jak zwykle zacna. Pozdro dla małżonki i kota :)
O borze brzozowy, jak Ty podejrzliwie podejrzewasz mnie ;)
Tymczasem mi się podobało, Żonie się podobało – już mam kolejkę chętnych do wypożyczenia mojego egzemplarza – powtórzę, co napisałem na końcu. Ty lepiej uderzaj w klawisze i pisz ciąg dalszy! Tylko poziom utrzymaj… No!
Powiem Ci tak,
1. Szacunek za napisy dla naszych niesłyszących znajomych, którzy też czytają :)
2. Poważnie zajmij się kręceniem filmików – kamera Cię kocha.
3. Nie mam nic do dodania na temat książki i to mnie trochę przeraża, bo powinnam też napisać recenzję :)
Punkt 2. Zdecydowanie. Obycie jak stary wyjadacz. Punkt 3. Relax, nie czuj się do niczego zobowiązana, zero ciśnienia.
Ha, to było 124 podejście, więc już przywykłem ;) Dzięki za miłe słowa ;)
1. Wiesz, późno na to wpadłem, ale warto :) Robota niewielka, ale satysfakcja duża – wszystkim nagrywającym polecam, bo jeśli choć jednej osobie niesłyszącej to pomoże w decyzji o zakupie dobrej książki, to po prostu warto :).
2. Kamera mnie nie kocha, telefon mi padł w części kamerowej i nie mam chwilowo jak ;)
3. To skrytykuj! ;)