Powabna Germanka
Dziś galeria strachów polskich. Takich polnych, a może i politycznych?

Więc nie, tym razem nie będziecie mnie bombardować prywatnymi wiadomościami (jak to drzewiej bywało), że jak śmiałem podważać mądrość życiową ministra Sasina, który światłem naszym przewodnim jest, a przy tym wierny jest prezesowi niczym wielbłąd marki dromader gnający rześko do krynicy i zdroju wiedzy wszelakiej przy ulicy Nowogrodzkiej, w Warszawie rzecz jasna.
Tak więc biegałem sobie w ubiegły weekend ponownie po polach, miedzach i zagajnikach, przemierzając drogi i ścieżynki w poszukiwaniu formy biegowej, co to ją zgubiłem na skutek moich wielokrotnych tajnych nocnych schadzek z pewną Germanką.
Bo niby podczas nauk licealnych, często klęcząc na grochu, opierałem się mężnie germanizacji, zachowując jedynie słownictwo opanowane podczas seansów „Czterech pancernych i psa” no i „Siedemnastu mgnień wiosny”. Tak więc zasadniczo wiem jak zażądać od germańców podniesienia rąk, nie strzelania, usprawiedliwienia się, że nie jestem przygotowany, bo byłem chory, no i że uwaga miny lub też czołgi. Ewentualnie że „kocham pana panie Sułku” – choć tak jakoś głupio miłość wyznawać lodówce marki Siemens, prawda?
Głupio nie głupio, jakoś znajduję z nią wspólny język — czy to w kwestii chłodzenia kolejnych napojów chmielowych, czy wydania smakowitych kabanosów, ewentualnie porzuconych kotletów schabowych. To wszystko to są kalorie, kalorie, setki kalorii, które niestety biegać nie chcą i najchętniej by zalegały przez Netflixem i oglądały nostalgiczne brazylijskie telenowele.
Reasumując: strachy spotkałem i sfotografowałem, ministra Sasina i jego zagubionych kart wyborczych niestety nie spotkałem, podobnie jak i mojej utraconej formy.

Za to jeśli słońce nadal będzie tak mocno operowało, to wkrótce się strzaskam na jaskiniowe Afro i sam uzyskam angaż na straszka polnego, co będzie się ładnie komponowało z moimi dotychczasowymi tytułami: starszego nad kuwetą i sztabowym sypaczem kocich chrupek.

… natomiast jeśli Was interesuje temat innych powabnych sprzętów AGD w kontekście projektowania kuchni, zachęcam do wizyty u Jacka na stronie Zaprojektujsobiekuchnie.pl, o którego miałem już przyjemność polecać podczas Shareweeka 2020.
Jego blog to taka powieść przygodowa w scenerii kuchennej. Konkretnie, merytorycznie, zawsze na temat. Polecam!

I bardzo mocno Panu Szanownemu na zdrowie :) Cieszę się, że się lodóweczka sprawuje i mam nadzieję, że jakby nie dajcie to dobre bogi, dogonisz mnie gabarytowo, to nie będziesz miał do mnie pretensji :)